czwartek, 4 maja 2017

Moje rozczarowania ostatnich miesięcy

hej,

Dziś przychodzę trochę ponarzekać. Nie wszystkie produkty, które opisuje są dobre, niektóre są średnie, ale te które zamierzam Wam przedstawić niestety nie spełniły oczekiwań. Nawet nie zauważyłam ich działania..... Dobrze, że na przestrzeni kilku miesięcy to tylko 3 rzeczy :) Oczywiście, to że nie sprawdziły się u mnie to nie znaczy, że Was zawiodą. Ale jeżeli macie podobną skórę/włosy do moich - nie spodziewajcie się cudów.

Pierwszym produktem jest czereśniowa maska do włosów Kallos. Zdecydowałam się na nią po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii. Skład maski zachęca - nie jest długi, oczywiście nie jest również w pełni naturalny. Jedynym, roślinnym składnikiem aktywnym jest olej z pestek czereśni. Mi to nie przeszkadza, o ile substancje chemiczne zawarte w kosmetykach nie są groźne dla nas i naszego zdrowia. Maska ma za zadanie nawilżać i odżywiać nasze włosy, które po zastosowaniu staną się puszyste i miękkie.

Maska znajduje się w 1 litrowym opakowaniu wykonanym z plastiku. Przeszkadza mi jednak brak pompki, tym bardziej, że maska jest spora, więc zanim ją zużyjemy wiele razy zanurzymy w niej ręce :) chyba, że ktoś nakłada szpatułką. Zapach przypomina chemiczną wiśnię :) coś podobnego do kiedyś znanych gum do żucia Hubba bubba. Utrzymuje się na włosach ok 30 min. po spłukaniu maski, więc nie jest to większy problem dla osób, którym by przeszkadzał. Konsystencja jest budyniowata - przyjemnie się rozprowadza na włosach, nie ścieka.

I teraz najważniejsza kwestia - działanie. Niestety poza ładnym zapachem przez krótki czas po zmyciu nie zauważyłam większego wpływu na moje włosy. Oczekiwałam chociażby nawilżenia moich końcówek, które ostatnio mimo moich podatnych na przetłuszczenie włosów stały się suche. Plusem jaki mogę na siłę napisać jest brak dodatkowego przetłuszczenia jak to mam miejsce przy niektórych nawilżających maskach. Szkoda, bo za niewielkie pieniądze zapowiadała się całkiem porządna maska. Albo ja trafiłam na złą wersję. Może keratynowa lub z algami byłaby lepsza...? Może kiedyś jeszcze się skusze na inną wersję. Narazie muszę wykończyć tę co mam (a jest to trudne :)) plus parę innych które czekają na recenzje :)

Kolejnym produktem, który bardzo mnie zawiódł jest tusz do rzęs Yves Rocher o którym pisałam tu (link). W skrócie tylko dodam, że się kruszy, pozostawia efekt pandy. Za 57 zł (w cenie regularnej) można kupić lepszy produkt. Nie polecam i na pewno do niego nie wrócę

Ostatnim kosmetykiem jest CC Cream z firmy Max Factor. Jest to pierwszy produkt tej firmy na który się skusiłam przy okazji zeszłorocznych zakupów w Rossmanie na promocji -49%. Od razu napiszę, że bardzo się cieszę, iż nie kupiłam go w cenie regularnej, gdyż byłabym okropnie zła. Jestem jak wiecie posiadaczką skóry suchej, bez skłonności do niedoskonałości. Nie potrzebuje zatem wielkiego krycia - kremy CC się u mnie dobrze sprawdzają. Krem na miła konsystencję, sprawia wrażenie lekkiego. Dobrze się rozprowadza nie kawali i nie ściera. Nakładałam go palcami na krem nawilżający. Dlaczego mi się więc nie podoba?
Pierwszą rzeczą jakiej nie da się przeoczyć to zapach - produkt pachnie brudną, zgniłą ścierka do podłogi. Może to tylko mój egzemplarz, jednak skutecznie odstrasza i nie ma się ochoty na dalsze jego używanie. Postanowiłam dać mu jednak szansę i próbowałam go używać w weekendy, wiedząc, że nie będę spotkać się z ludźmi, bo niestety zapach się utrzymywał przez jakiś czas po nałożeniu. Ale tu kolejna przeszkoda..... Krem bardzo oksyduje na kolor różowy. Moja twarz zrobiła się o co najmniej 2-3 tony ciemniejsza i wyglądała jakbym dopiero co wróciła z długiego plażowania i spaliła sobie twarz. Tego było już za wiele. Zaraz po zrobieniu zdjęcia na potrzeby tego posta krem wylądował w koszu na śmieci.

Tak wyglądają moje rozczarowania ostatnich miesięcy. Jeżeli macie jakieś produkty, które się nie sprawdziły piszcie - może dzięki temu uda się uniknąć kilku zawodów. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz