wtorek, 27 czerwca 2017

Krem z retinolem Mincer Pharma - czy rzeczywiście spełnia obietnice producenta?

Dobranie dobrego kremu pod oczy dla mnie graniczy z cudem. Użyłam już wiele tego typu produktów różnych marek, o różnych konsystencjach, dla różnego przedziału wiekowego i niestety nic mnie nie zauroczyło aż tak, żeby kupić następne opakowanie. Bliski tego osiągnięcia był krem z Organique, jednak postanowiłam szukać dalej i wreszcie znaleźć ten jeden, jedyny, z którym się już nie rozstanę :) i tak trafił do mnie krem Mincer Pharma. Jeżeli chcecie wiedzieć jak się sprawdził - zapraszam do dalszego czytania.
Firmę Mincer znam jeszcze z czasów szkoły podstawowej - moja mama używała kremu do twarzy tej firmy. Kierując się dobrym skojarzeniem kremik wpadł w moje łapki. Opakowanie wykonane z plastiku jest wygodne w użyciu. Tubka zakończona dziubkiem dozuję taką ilość preparatu jaką wyciśniemy. Nic się nie rozlewa na boki, opakowanie jest również szczelne. Na pierwszy rzut oka tubka jest dość mała, ale krem jest wydajny. Wystarczy na ponad miesiąc stosowania 2 razy dziennie. Konsystencja półtłusta, dobrze się wchłania, pozostawiając delikatny film na skórze, który po ok 30 min wchłania się całkowicie. Krem nie powoduje świecenia się okolicy pod oczami. Skóra wygląda na natłuszczoną i nawilżoną. Podkład i korektor dobrze się nakładają, nie rolują, nie ważą (aplikowałam po ok 5 min od nałożenia).
Krem przeznaczony jest do cery suchej w wieku 30-35 lat z oznakami starzenia się skóry, workami i cieniami pod oczami, zmarszczkami. Wg producenta krem przyspiesza regenerację skóry, odmładza i odżywia dzięki zawartym w nim koenzymie Q10, retinolu, wit C i aktywnym tlenie. Wyciąg ze świetlika i lukrecji ma koić i przeciwdziałać pojawianiu się worków i sińców. Dodatkowo krem zawiera retinol, kwas hialuronowy i wyciąg z awokado. Niestety wspomniany retionol, wit C oraz koenzym Q10 znajdują się na samym końcu składu.
Moja okolica oczu na całe szczęście nie posiada zasinień, lecz niestety jako posiadaczka skóry bardzo suchej już mam widoczne zmarszczki mimiczne. Od kremu oczekuję zatem nie tylko nawilżenia, ale i spłycenia ich choć trochę. Po około miesiącu stosowania rano i na wieczór mogę potwierdzić zapewnienia producenta o nawilżeniu i natłuszczeniu skóry. Niestety jednak nie zauważyłam spłycenia, zniwelowania zmarszczek mimicznych, czy ujędrnienia skóry w tej okolicy. Jeżeli szukacie niedrogiego kremu (ok. 15-20 zł za 15 ml), który ma tylko nawilżać możecie w niego zainwestować. Mnie niestety w sobie nie rozkochał, oczywiście zużyję go do końca, ale na pewno nie kupię następnego opakowania.

Stosowałyście produkty tej firmy? Może macie coś godnego polecenia?

piątek, 23 czerwca 2017

Dermokosmetyki NovaClear Atopis - co o nich sądze po 3 tygodniach stosowania?

Pod koniec maja otrzymałam paczkę z dwoma produktami firmy NovaClear Atopis. W przesyłce znalazły się dermokometyki: balsam do ciała i żel do mycia ciała i twarzy. Rzadko używam dermokosmetyków, dlatego byłam bardzo zadowolona i ciekawa tych produktów. Po ponad 3 tygodniach regularnego stosowania przyszedł czas na recenzję :)
Może najpierw kilka słów o produktach. Kosmetyki NocaClear Atopis przeznaczone są do skóry atopowej, wrażliwej i suchej. Nie powodują podrażnień, maja naturalne pH, są pozbawione drażniących substancji chemicznych. Według producenta żel do mycia ciała ma za zadanie: delikatnie myć, uzupełniać niedobór lipidów przez co wpływa na odbudowę naturalnego płaszcza hydrolipidowego naskórka, odbudowywać naturalny płaszcz hydrolipidowy naskórka zapewniając skuteczne i długotrwałe nawilżenie i natłuszczenie skóry. Stosowałam ten produkt 3 tyg na twarz i ciało zgodnie z zaleceniami. Rzeczywiście produkt nie przesusza, jest delikatny, nie powoduje uczucia suchości skóry. Nawet, gdy czasem z różnych przyczyn nie nałożyłam kremu na noc, rano skóra twarzy była w dobrej kondycji. Dodatkowym atutem jest brak zapachu. Konsystencja żelu jest podobna do kiślu.
Do 2 rzeczy mogę się przyczepić mieć zastrzeżenia:
- opakowanie kosmetyku, a dokładniej dozownik - niestety zaraz po otwarciu opakowania żel wylewa się gdzie popadnie
- skład kosmetyku: mamy tutaj tylko 2 składniki aktywne. Nie jestem osobą, która zwraca uwagę na 100% naturalny skład, ale osobom, które to robią produkt może nie przypaść do gustu.
 
Balsamu do ciała używałam razem z żelem do mycia. Według mnie ten duet bardzo dobrze się sprawdza. Moja skóra bardzo dobrze reagowała na balsam, który ją nawilżał i wygładzał. Efekty były odczuwalne na skórze długo po aplikacji, nawet pod koniec następnego dnia. Opakowanie jest takie samo jak w przypadku żeli, jednak ze względu na konsystencję balsamu nie wylewa się zaraz po otwarciu tubki. Produkt tak jak żel jest bezwonny, co jest wielkim atutem. Niestety przy aplikacji bardzo się "marze" tzn. podczas rozsmarowywania powstają białe smugi, których wtarcie zajmuje trochę czasu, szczególnie jeżeli zaaplikujemy zbyt dużo balsamu.Produkt bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze, nie topi się podczas upałów.
Oba produkty są bardzo przyjemne w stosowaniu mimo paru wad. Niestety jedną, ważną pewnie dla dużej ilości z Was będzie skład. Generalnie jest chemiczny, ma w sobie tylko 2 składniki aktywne: olej z pestek konopii i ekstrakt z lukrecji (gdzieś na szarym końcu). Ale przyjrzyjmy się mu bliżej:
- Aqua - woda
- Paraffinum Liquidum - olej parafinowy. Jest to substancja pochodzenia chemicznego - otrzymywana z ropy naftowej.Tworzy tłusty film, powodując zatykanie porów, przez co skóra pozostaje bez dostępu tlenu. W kosmetyce naturalnej w miejsce parafiny stosowane są oleje: migdałowy, avokado, i inne. Raczej składnik niepolecany.
- Cetearyl Alcohol - alkohol cetylowy, używany jako emulgator. Nie ma negatywnego wpływu na skórę
-  Glyceryl Stearate - otrzymywany z tłoczenia olejku kokosowego, słonecznikowego. Jest emulgatorem, nie ma negatywnego wpływu na skórę
- Glycerin - gliceryna. O tym chyba nie trzeba pisać :) są zwolennicy i przeciwnicy.
- Cannabis Sativa Seed Oil - olej z pestek konopi. O konopi pisałam już na blogu: zapraszam tu: (link)
- Laureth-9 - Alkohol laurylowy. Umożliwia powstanie emulsji 
- Propylene Glycol - glikol propylenowy. Substancja pochodzenia chemicznego - otrzymywana z ropy naftowej. Może wywoływać alergie, w wysokim stężeniu działa podrażniająco na skórę.
- Ceteareth-20 - kolejny emulgator......
- Glycyrrhiza Glabra Rhizome/Root Extract - ekstrakt z korzenia lukrecji - łagodzi podrażnienia, przyśpiesza gojenie, zmniejsza zaczerwienienia, regeneruje, rozjaśnia
Allantoin - alantoina - działa łagodząco
- Caprylyl Glycol - glikol karylowy. Substancja zapobiegająca wysychaniu kosmetyku
- Sodium Hydroxide - wodorotlenek sodu - regulator pH. Dozwolony, ale w ograniczonym stężeniu
- Carbomer - karbomer zagęstnik
- Lactic Acid - kwas mlekowy. Kwas mlekowy stosowany jest głównie w balsamach do pielęgnacji skóry suchej, przesuszonej, a w wyższych stężeniach np. do zrogowaciałej skóry stóp.
- Disodium EDTA - konserwant. Jak już pisałam nie raz na blogu - składnik niezalecany do stosowania przez kobiety w ciąży, Phenoxyethanol i Ethylhexylglycerin - konserwant.
I teraz nie wiem co napisać..... Po analizie składu balsamu odechciało mi się analizy składu żelu :) Nie tak wyobrażałam sobie dermokosemetyki dla osób wrażliwych. Generalnie nie mam nic przeciwko stosowania chemii w kosmetyce, o ile nie jest szkodliwa. Oba produkty polubiły się z moją skórą, ale nie wiem, czy tak samo by było w przypadku osób wrażliwych, alergicznych lub z atopowym zapaleniem skóry.
Żel kosztuje - 18,60 zł za 200 ml, a balsam - 22 zł również za 200 ml. Wydaje mi się, że w takiej kwocie lub dokładając niewiele można kupić produkty o lepszym składzie. Produkty zużyję do końca, gdyż nie wywołują u mnie podrażnień, ale po zagłębieniu się w skład na pewno nie kupię ich ponownie.

sobota, 17 czerwca 2017

Rimmel Fresher skin - czy rzeczywiście skóra po tym podkładzie jest fresh?

Na tegoroczną promocję w Rossmanie szłam z mniejszą lista zakupów niż zazwyczaj. Ale na jej pierwszym miejscu był podkład Rimmel Fresher Skin, który chciałam kupić po dobrej recenzji jednej z youtuberek, którą oglądam już od ponad 3 lat. Ma taką samą, suchą skórę jak ja, więc dla mnie powinien być to strzał w dziesiątkę. Miałam również nadzieję na odnalezienie tańszego zamiennika mojego ulubionego face and body z firmy MAC. Jeżeli jesteście ciekawe mojej opinii - zapraszam do dalszego czytania.
 
Tyle mam myśli na temat tego produktu, że nie wiem od czego zacząć.
 
Pierwsze rażąca dla mnie rzecz - opakowanie. Niby słoiczek wykonany z dobrej jakości szkła, na pewno nie pęknie przy pierwszym lepszym puknięciu, ale słoiczek....... i co dzień wkładanie palca/szpatułki..... no nie wiem. Pompka byłaby dużo lepsza, bardziej higieniczna i wygodna w użyciu. Ale nie można się zniechęcać tylko przez jedno, małe nieudogodnienie. Po przyjściu do domu z radością przystąpiłam do testów. I było coraz gorzej......W przeciągu tygodnia nakładałam podkład w 9 różnych kombinacjach:
- na 3 różne kremy, o różnej konsystencji, z różnej półki cenowej
- 3 sposobami: palcami, pędzlem do podkładu (Hakuro) i Glam Spong'em 2.

 
Obojętnie na jaki krem bym nie nakładała aplikacja palcem nie zdała egzaminu. Powstają smugi, podkład jakby się oddziela od skóry, nie można równomiernie go zaaplikować. Pędzel - to samo. Najpierw rozcierałam, potem próbowałam wklepać, żeby wyrównać nałożoną warstwę. Niestety.... podkład brzydko osadza się w załamaniach skóry i przy nosie.  Nie chce nawet myśleć,co by było, gdybym miała suche skórki na twarzy!
Najlepiej wypadł glam sponge, ale w tym przypadku musiałam nakładać podkład dwukrotnie. Miałam wrażenie, że całą pierwszą warstwę wchłoną aplikator. Niestety i w tym przypadku przy nosie i załamaniach skóry podkład brzydko się osadził. Po przypudrowaniu (obojętnie jakbym nie nakładała) i dotknięciu palcem twarzy pojawiała się dziura/smuga, w zależności od siły nacisku.
 
 
 
Próbowałam nałożyć jeszcze na bazę pod podkład (mam z Paese), ale się rolował :( Klapa totalna :(
 
Efekt jaki daje jest delikatny i tu trzeba przyznać, że opis producenta zgadza się z rzeczywistością. Na pewno nie sprawdzi się u osób szukających mocnego krycia. Konsystencja jest mokra, lekko żelowo-kremowa. Zapach przypominający Rimmel Wake me up. Nie nachalny, delikatny, przyjemny dla nosa.
 
Ogólny werdykt? Nie, nie i jeszcze raz nie!
Liczyłam się z tym, że podkład ma małe krycie i właśnie takiego produktu szukam. Ale nie mogę za każdym razem zastanawiać się, czy mój podkład polubi się z kremem, którego obecnie użyję, czy nie pozostawi smug i jak wygląda na twarzy. Po Rimmel Wake me up,który sprawdził się bardzo dobrze jest to moje wielkie rozczarowanie. Dobrze, że kupiłam go w promocji.
 
Dajcie znać, czy miałyście ten podkład i jak się u Was sprawdził.
 
Pozdrawiam

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Mój pierwszy raz z firmą Tołpa. Recenzja płynu micelarnego

Pomimo, iż mam już swojego ulubieńca w kategorii płyny micelarne (o którym możecie przeczytać tutaj) skusiłam się na wypróbowanie kosmetyku od firmy Tołpa, gdyż nigdy nie używałam kosmetyków tej firmy. Czy mnie zachwycił? Jak się sprawdził? Jeżeli jesteście ciekawe - zapraszam do lektury.

Według producenta produkt ma za zadanie usuwać makijaż i zanieczyszczenia. Jest delikatny i ma fizjologiczne pH, dzięki czemu można go używać również do demakijażu oczu. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Pozostawia uczucie komfortu. Opis krótki aczkolwiek zwięzły i na temat. Czy rzeczywiście spełnia oczekiwania? 
Demakijaż rozpoczynałam on aplikacji produktu na płatek kosmetyczny i przyłożenie go do oka. Mimo, iż nie noszę ciężkiego makijażu oczu (tylko tusz do rzęs, czasami delikatny cień + kreska czarną kredką) płyn miał problem z rozpuszczeniem tuszu. Na jedno oko musiałam zużyć kilka płatków, a po dokładnym usunięciu makijażu oczy były dość wymęczone tarciem (tylko przyłożenie płatka nie wystarczało). Dodatkowo po okiem tworzyła się panda z resztek mascary, co oznaczało dodatkowe tarcie tej wrażliwej okolicy. Podczas testowania płynu używałam kilku różnych tuszy, żeby sprawdzić, czy tak jest w każdym przypadku i niestety tak. Płyn nie radził sobie z żadnym tuszem: Maybelline Lash Sensational, Bourjouis Twist me up i Lancome Grandiose. Należy również uważać przy aplikacji na płatek - przy zbyt dużej ilości produkt może dostać się do oka i jest to mało przyjemne. Bardzo dobrze się za to sprawdził to oczyszczania skóry z podkładu po zmyciu olejkiem. Skóra nie była podrażniona, ściągnięta tylko przyjemnie nawilżona i gotowa do aplikacji kremu :) pytanie ile jest w tym zasługi tego płynu, a ile olejku, którym wówczas zmywałam twarz? Nie będę miała okazji się przekonać, gdyż buteleczkę wykończyłam, a więcej go nie kupię. Dodam tylko, iż produkt otrzymał nagrodę miesięcznika InStyle. Jak mam być szczera nie wiem za co......

Używałyście płynu tego lub innego płynu do demakijażu Tołpy? Jakie są Wasze opinie?

środa, 7 czerwca 2017

Jeunesse Cosmetics - kosmetyki z solą z Morza Martwego pod lupą - czy warto?

Witam serdecznie :)


Dziś chciałam przedstawić Wam 3 produkty mało znanej firmy w Polsce Jeunesse Cosmetics. Przez ostatnie kilka miesięcy miałam możliwość ich testowania i mimo, iż są dostępne za granicą lub w sklepach internetowych pomyślałam, że moja opinia może się Wam przydać, jeżeli kiedyś traficie na te kosmetyki w sieci lub sklepie. Tym bardziej, że nie należą do najtańszych.....

Na początek trochę o firmie. Kosmetyki Jeunesse są produkowane w Izraelu i opierają się na składnikach aktywnych pochodzących z Morza Martwego. Produkty, których używałam w ostatnim czasie pochodzą z serii Czas SPA. Linia ta ma zadbać nie tylko o naszą skórę poprzez bogactwo składników aktywnych, ale również i zmysły i samopoczucie poprzez swoje kompozycje zapachowe.

To po kolei:

Ochronny krem do stóp:

Producent deklaruje, że naturalne składniki z Morza Martwego wygładzają i zmiękczają skórę stóp. Polecany do skóry suchej, pękającej, zmęczonej. Moja opinia będzie trochę dłuższa :)
Krem zapakowany jest w białą tubkę, z której bardzo dobrze wyciska się odpowiednią ilość kremu. W mojej ocenie opakowanie jest zwyczajnie, nie zachwyca, ale i nie razi. Ładnie wygląda na stoliku przy łóżku :) 
 
 Krem jest dość gęsty, od razu można wyczuć, że zawarta jest w nim gliceryna. Nie jest tłusty, ale również nie jest bardzo lekki - jego całkowite wchłonięcie zabiera trochę czasu, więc polecam smarować tuż przed snem. Przyjemnie się rozprowadza na skórze, nie lepi do pościeli, aczkolwiek jeżeli po aplikacji chcemy założyć skarpetki lub chodzić w kapciach po domu musimy odczekać ok 20-30 min do całkowitego wchłonięcia. Czego nie da się przeoczyć to zapach kremu. Waniliowo kokosowy jest bardzo dobrze wyczuwalny podczas aplikacji i utrzymuje się dość długi po niej. Jeżeli nie mamy zamienników to na dłuższą metę może być nużący, a nawet męczący (chyba że ktoś jest wielkim fanem kokosa i wanilii :)) Przy regularnym stosowaniu widzimy poprawę w nawilżeniu skóry - znikają białe, suche miejsca, a pięty rzeczywiście stają się miękkie. 

Skład niestety nie powala na kolana, Jak mam być szczera to za taką cenę (ok. 45 zł) spodziewałam się czegoś lepszego. Gliceryna znajduje się na 2 miejscu zaraz po wodzie. Dość wysoko, ponieważ na 5 i 6 miejscu znajduje się olej ze słodkich migdałów i wosk pszczeli. Dalej już chemia, chemia, chemia, aż w połowie składu znajdujemy wyciąg z nasion kasztanowca, masło shea, ekstrakt z arniki i tak długo wyczekiwaną przeze mnie sól z Morza Martwego.

Reasumując: krem może i spełnia zapewnienia producenta, ale według mnie za niższą cenę możemy kupić taki sam lub nawet lepszy produkt. Dla mnie również minusem jest zbyt długi czas wchłonięcia kosmetyku i jego uciążliwy zapach. Osoby wrażliwe może przyprawić nawet o ból głowy. Nie polecam. Jeżeli szukacie fajnego kremu do stóp polecam mój wpis z zeszłej wiosny o kremie Podologic (link).

Drugim produktem, którego ostatnio używałam jest sól do kąpieli. O niej króciutko. Aromatyczna sól do kąpieli zawiera minerały z Morza Martwego, zapach ma relaksować i działać antystresowo. W opakowaniu możemy wyczuć przyjemny, lawendowy zapach, który niestety po wsypaniu produktu do wanny zanika. Nie zauważyłam żadnego większego nawilżenia bądź zmiękczenia skóry podczas jej stosowania, więc w obecnej chwili używam jej do moczenia stóp przed pedicure. Opakowanie 600g kosztuje ok. 50-60zł. 
 

Last but not least - Lawendowy, nawilżający balsam do ciała. Jest z tej samej linii zapachowej co sól do stóp, jednak od razu można powiedzieć, że zapach jest bardziej intensywny. Lawendę czuć na naszym ciele przez cały dzień, więc jeżeli ktoś nie lubi zapachu balsamu na sobie to nie polecam. Balsam znajduje się w opakowaniu 250 ml z pompką. Nie muszę Wam chyba wspominać jak bardzo lubię takie opakowania :) Mimo, iż pompka jest w kolorze złota, za którym za bardzo nie przepadam, buteleczka bardzo ładnie prezentuje się w łazience, w mojej opinii, właśnie przez ten mały akcent.
 
 
 
Balsam pozostawia na skórze film, który nie jest wyczuwalny jakieś 10 min po aplikacji. Jeżeli więc jesteście z tych, co nie lubią czekać na wchłonięcie - nie będziecie zadowolone. Nawilżenie jakie nam daje czujemy przez następną dobę, więc to jest duży plus. Kosmetyk nie roluje się w przypadku aplikacji zbyt dużej ilości produktu, nie spływa a w ciepłe dni.
W mojej opinii nie jest to zły produkt, ale nie zachwycił mnie. Dodatkowym minusem jest fakt że kosztuje $18 (ok. 70 zł). Jeżeli ktoś ma chęć kupić balsam za taką kwotę - proszę bardzo, ale wydaje mi się, że za połowę tej ceny jesteśmy w stanie kupić lepszy produkt.

Ode mnie na dziś to tyle. Jeżeli spotkałyście się kiedyś z tą firmą i znacie ich produkty dajcie znać co sądzicie.

http://www.jeunesse-cosmetics.com/spa-time/42-spa-time-hydro-body-cream-jeunesse.html